Na „Ferdydurke” Och-Teatru w reżyserii Mariusza Malca wyruszałem z obawą, która zawsze towarzyszy mi, gdy mam oglądać adaptację szkolnej lektury. Ja wiem, że Och-Teatr to marka sama w sobie, ale zwykle w takich przypadkach gdzieś w tyle głowy tli się niepokój, że teatr zrobi zbyt głęboki ukłon w stronę młodzieży, której nie chciało się sięgnąć do tekstu źródłowego.
Zupełnie niepotrzebnie.
W tym spektaklu wszystko jest na swoim miejscu. Adaptacja, pomimo koniecznych skrótów względem powieści, wiernie oddaje ducha gombrowiczowskiego arcydzieła (ze szczególnym pozdrowieniem dla Pana Wojciecha Klemmy i ekipy Teatru Słowackiego w Krakowie, którego „Pan Tadeusz” osiągnął takie Himalaje dekonstrukcji, że wychodząc z teatru pomyślałem „Da się. Tylko po co?”). Mariusz Malec nie uwspółcześnił na siłę treści „Ferdydurke”, co traktuję jako coraz rzadszy gest uszanowania inteligencji widza (ze szczególnym pozdrowieniem dla Pana Jana Klaty i ekipy Teatru Starego, którzy w Ibsenowskim „Wrogu ludu” łopatologicznie tłumaczyli mi, co powinienem myśleć o współczesnym świecie) i frazy Gombrowicza. „O tempora, o mores” – rzeczy, które powinny być tak oczywiste, są dziś źródłem mojej wdzięczności przez zwykłe przypomnienie tego, czym teatr być powinien.
Aktorsko jest równo i świetnie. Obsada nie ma żadnych słabszych punktów. Oczywiście najłatwiej docenić Krzysztofa Szczepaniaka jako Józia, czy Marię Seweryn w roli Młodziakowej, ale spektakl ten nie byłby tak smaczny bez kapitalnie przegiętego profesora Pimki w interpretacji Roberta Czebotara, Sławomira Packa pięknie szarżującego w roli Bladaczki, czy też naprzemiennie bezczelnej (Zyta) i rachitycznej (Zosia) Marii Kłusek.
Znakomity warsztat obsady zostaje wyeksponowany w efektownych, acz szalenie wymagających choreograficznie, partiach nieomal tanecznych galopad dookoła stołu, stanowiącego jedyny element scenografii.
Jeśli wspomnieliśmy o choreografii, to nie sposób pominąć oprawy muzycznej, na żywo wykonywanej przez duet panów Martusewiczów (błyskawicznie reagujących zarówno na wydarzenia na scenie, jak i na reakcję publiczności).
Obraz całości dopełniają kostiumy, stanowiące dokładne odzwierciedlenie moich wyobrażeń o strojach portretowanych w powieści grup społecznych w dwudziestoleciu międzywojennym.
Pytania o aktualność tej sztuki są właściwie pytaniami o aktualność tekstu Gombrowicza, który Mariusz Malec ubrał w nienachalną, choć bardzo gustowną oprawę, w żadnym punkcie nie przysłaniając go swoim ego.
Wyszła z tego sztuka przybierająca kształt doskonale skrojonego, uszytego na miarę garnituru. Bez żadnych krzykliwych akcentów, bez ekstrawaganckich dodatków, ot, takiego w sam raz, aby pójść w nim do teatru.
ŁUKASZ SKOWROŃSKI
Od Redakcji: Na Rzeszowskich Spotkaniach Teatralnych – Festiwalu Arcydzieł spektakl „Ferdydurke” został uhonorowany kilkoma nagrodami, które indywidualnie zdobyli: Maria Seweryn, Krzysztof Szczepaniak, Sebastian Perdek. Widzowie wyróżnili przedstawienie nagrodą publiczności, a jury dziennikarskie uhonorowało cały zespół aktorski. GratulujeMY!

