To jest „Zemsta” zagrana litera za literą tak, jak pisał hrabia Aleksander Fredro. Czy to źle? Ależ skąd! Wręcz przeciwnie. Po prostu „Zemsta” w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza na scenie warszawskiego Och-Teatru różni się od, dajmy na to, głośnej uwspółcześnionej inscenizacji Michała Zadary z Teatru Komedia. Ma także, moim zdaniem, zupełnie inną rolę. O ile „Zemsta” Zadary jest adresowana do widzów, którzy znając już fabułę fredrowskiej komedii chcą pobawić się jej oryginalnym odczytaniem, o tyle spektakl Śmigasiewicza jest wprost idealny dla tych, którzy spotykają się z tym tekstem po raz pierwszy. Tak. To jest „Zemsta” znakomita dla młodych widzów.
Świetna scenografia, autorstwa Macieja Preyera, z typowo zaściankowym, polskim murkiem-płotkiem dzielącym scenę na połowy. Jedna zakończona białymi tkaninami stanowi sadybę Cześnika Raptusiewicza (Cezary Żak), druga skąpana w tkaninach czerwonych jest mieszkaniem Rejenta Milczka (w oglądanym przeze mnie spektaklu w tej roli wystąpił Grzegorz Warchoł).
Nie wiem, czy istnieje na świecie reżyser który byłby w stanie „położyć” tę komedię. Moim zdaniem to po prostu niemożliwe. Jest „Zemsta” jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym tekstem polskiej literatury teatralnej. Samograjem, można powiedzieć. Ale - są inscenizacje lepsze i gorsze. Bardziej, lub mniej zabawne. Ta jest przezabawna i publiczność w zasadzie ani na moment nie poważnieje. Świetnie pomyślano o możliwościach percepcyjnych młodych widzów. W wersji dziennej, granej w południe, spektakl ma 75 minut bez przerwy. W wieczornej są dwa 45 minutowe akty. I „Zemsta” wchodzi do głowy jak cudowny eliksir. Cóż. Aleksander Fredro zadbał o każdy szczegół swojego dzieła.
Cezary Żak i Grzegorz Warchoł bawią i znakomicie oddają dwie bratnio podobne do siebie, choć zwaśnione postawy osiemnastowiecznej polskiej szlachty. Podstolina w wydaniu Violi Arlak urzeka wdziękiem i humorem. Przedziwnie, moim zdaniem prezentował się Wacław, grany przez Michała Pielę - w dublurze można zobaczyć Pawła Krucza. Pan Michał jest mężczyzną postury słusznej, a ja zawsze wyobrażałem sobie Wacława Milczka jako młodzieńca raczej wagi lekkiej. Myliłem się! Piela stworzył Wacława zabawnego, zarazem logicznego - dopiero w tym spektaklu, po niezliczonej liczbie obejrzeń i odczytań „Zemsty”, zobaczyłem więzy pokrewieństwa łączące obu panów Milczków. Ale to nie ci bohaterowie stanowią o sile spektaklu w Och-Teatrze. Widziałem kilka „Zemst” z kreacjami aktorskimi. Tylko jedna z nich, grana w warszawskim Teatrze Polskim zapadła mi w pamięć jak ta bez wyraźnej postaci Papkina. Tam Cześnikiem był Daniel Olbrychski, a Rejentem Andrzej Seweryn. Wszystkie pozostałe inscenizacje, wszystkie czytania „Zemsty” - prowadziły zawsze do tej samej konstatacji: Józef Papkin to najbardziej udana postać ze wszystkich, jakie w komedii umieścił Fredro. Tu szlachcica-szalbierza, polskiego Arlekina, gra Artur Barciś. I ten Papkin jest po prostu genialny. Bawi do łez, raduje aktorskim kunsztem, budzi podziw dla znakomicie napisanej przez autora roli. Wielka przyjemność oglądania i cieszę się, że miałem okazję zobaczyć Lwa Północy w propozycji Artura Barcisia. Sceny pisania testamentu, poselstwa do Rejenta, rozmów z Klarą, przybycia do dworu Cześnika - wymieniłem je nie po kolei, ale nie ma to znaczenia. Każda jest znakomita i w każdej Artur Barciś jest gwiazdą pierwszej jasności.
Szkoły, rodzice, lubiący teatr licealiści i ósmoklasiści. Moim zdaniem na pewno ten spektakl w Och Teatrze Was nie zawiedzie. Ale nie tylko. Także ci, którzy „Zemstę” znają na wskroś - będą się na fredrowskiej komedii w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza świetnie bawić. Grana jest w warszawskim teatrze od dwunastu lat. W tym czasie z różnych przyczyn zmieniała się minimalnie obsada, ale nadal ta „Zemsta” przyciąga uwagę i nadal stanowi interesująco przyjemny pomysł na spędzenie wieczoru w Warszawie. Ja bym nie czekał, tylo się wybrał do Och-Teatru.
Źródło: https://teatrvaria.blogspot.com/2025/05/zemsta-jako-zywa.html?m=1#more