Inscenizacja „Ferdydurke” w Och-Teatrze głównie bawi. Wynika to, zarówno ze skrótowej adaptacji tekstu literackiego pierwowzoru jak i – zwłaszcza! – potężnego poczucie vis comica obsady aktorskiej.Józio – de facto porte-parole Witolda Gombrowicza – w ujęciu Krzysztofa Szczepaniaka jest bardziej zagubiony, niż złośliwy. Wypełniony wątpliwościami, a nie jadem. Ale nade wszystko podszyty humorem. Zresztą pozostali wykonawcy podobnie. Niekiedy prezentują dubeltowe oblicza sceniczne.Sławomir Pacek, to w pierwszym akcie smętny pedagog-polonista Bladaczka, w drugim ekscentryczny wuj Kocio. Robert Czebotar zrazu wyobraża frywolnego profesor Pimko, następnie usłużnego kamerdynera, Franciszka. Przed antraktem Sebastian Perdek brawurowo – i wielowymiarowo – pojedynkuje się na miny z Phillippem Tłokińskim. Po przerwie Miętus natrętnie adoruje Parobka (przekomiczny Otar Saralidze), zaś Syfon przeistacza w zdegustowanego i zwyrodniałego Zygmusia, dworskiego panicza. Raczkująca na scenie studentka Akademii Teatralnej, Maria Kłusek nader wiarygodnie uosabia i spragnioną wrażeń pensjonarkę Zulę, i jej niemrawą rówieśniczkę, Zosię.
W klasyfikacji wirtuozerii wykonawczej najwyżej stawiam jednak Marię Seweryn oraz Tomasza Borkowskiego. Ich wersja małżeństwa Młodziaków to cięta kpina na tak zwane środowisko postępowe. Karykaturalnie, gruntownie i bezlitośnie obnażają jego snobizm oraz skłonność do ulegania modom, nierzadko zastępującą umysłową pustkę.
Nie tylko z kronikarskiego obowiązku przywołują też Lidia Sadową, metaforycznie ucieleśniającą Ciotkę, Małgorzatę Bielę – epizod ponętnej chłopki, Marcysi, a także figlarnego Kopyrdę (Adrian Brząkała).
Parodystyczne spłycenie debiutanckiej powieści Gombrowicza rekompensuje także scenografia. Minimalistyczna – w stylu art deco. Zaakcentowana pokaźną gabarytowo reprodukcją konterfektu pędzla Tamary Łempickiej. Natomiast sugestywne przypisy muzyczne – Karima i Nelsona Martusewiczów – podgrzewają atmosferę tego dynamicznego przedstawienia. Zwieńczonego książkową puentą, która zyskała miano skrzydlatych słów: „Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba!”.
Tomasz Zbigniew Zapert
Do Rzeczy, 14 marca 2025