Jeśli chcecie się nauczyć przyjemnej piosenki przedwojennej, fokstrota Ach, te Rumunki, to warto odwiedzić Och Teatr na ulicy Grójeckiej, gdzie idzie sztuka Ciemny grylaż autorstwa Jerzego Dobrowolskiego i Stanisława Tyma, w reżyserii Cezarego Żaka. On to, ów Cezary Żak, gra zresztą tutaj główną rolę redaktora naczelnego rumuńskiego pisma Płonąca Żagiew czyli Nicolae Pelicanu.
Nazwiska pozostałych pracowników ideologicznego frontu rumuńskiego są równie wyszukane, np. Pinescu, Paderescu, Secrescu (sekretarka) itd. Kto nie pracował nigdy w redakcji, ten być może nie wychwyci wszystkich subtelności dialogów, ale warto wiedzieć, że jest to satyra na styl życia i stosunki polityczne okresu tzw. propagandy sukcesu w Polsce, którą dla niepoznaki i spokoju ze strony cenzury zamieniono w Rumunię. To oczywiście jest znany od dawna chwyt literacki pozwalający natrząsać się z możnych tego świata, choć mimo to nie zawsze bezpieczny.
Dla przykładu dramat Wiktora Hugo z 1832 roku Król się bawi to ponoć pierwsze dzieło literackie zakazane przez cenzurę po rewolucji lipcowej. Na jego podstawie Giuseppe Verdi napisał operę Rigoletto, której nikt raczej nie traktuje jako politycznej satyry, zresztą nazwiska i imiona bohaterów zostały tam zmienione. Dziś, po ponad 40 latach od powstania Ciemnego grylażu można ową farsę odbierać jako rekonstrukcję wyszperanego, niemal zabytkowego utworku, choć z drugiej strony różnorakie przegięcia doraźnej propagandy i zapędy manipulacyjne w mediach dowodzą, że jest on częściowo nadal aktualny.
Ale nie za to kochamy ten spektakl. Jest on po prostu rodzajem beztroskiej zabawy, gdzie obserwujemy sytuacje bliskie absurdu, pełne celowych prowokacji, fantastycznej „zgrywy”, co zawsze śmieszy publiczność. Mając do czynienia z klasyczną satyrą nie trudno popaść w przesadę, dokonać takiego przerysowania wygłaszanych kwestii i gagów, że stracą swój wdzięk i aluzyjność. O takich sytuacjach wspomina w programie Marek Robaczewski, aktor i reżyser, który pamięta początki Ciemnego grylażu.
Pisze: – „Doświadczeni aktorzy wiedzą dobrze, że śmieszne fragmenty „puszczone” działają dużo mocniej, niż te „dociśnięte”, ale często kolegów lubi ponieść”. Grając więc w takim spektaklu trzeba się strzec szarżowania. Na szczęście na premierze „wznowienia” sztuki takich sytuacji nie stwierdzono, aktorzy zachowywali powagę, co było tym śmieszniejsze. A szczególne wyróżnienie należy się dwom wykonawcom, Michałowi Zielińskiemu i Wojciechowi Solarzowi, którzy w scence nagrywania fałszywych „korespondencji z zagranicy” osiągnęli szczyty wirtuozerii parodystycznej. Pojawiła się tu nawet mistrzowska imitacja głosu pewnego papieża.
A skoro mowa o pięknych Rumunkach w towarzyszącej poszczególnym scenkom piosence z melodią Zygmunta Białostockiego i słowami Andrzeja Własta, to warto zauważyć, że polskim aktorkom występującym w spektaklu także niczego nie brakowało. I dodajmy sympatyczny gag reżyserski – gdy jeden z dziennikarzy gazety Płonąca Żagiew pisze na redakcyjnej maszynie jakiś propagandowy kawałek, to stuka palcami w klawisze, jakby grał na perkusji, dokładnie w rytmie fokstrota, tego, który stał się firmową melodią przedstawienia.
Joanna Tumiłowicz, Maestro. net.pl, 19 marca 2024